sobota, 11 sierpnia 2007

Wywiad z Jaredem Leto

'W 30 sekund na Marsa'. Z Jaredem Leto rozmawia Katarzyna Janiak.

W czerwcowy wtorek po południ, pod berlińskim Kesselhaus zgromadziła się spora grupka fanów. Przechodnie z zaciekawieniem spoglądają w stronę tłumu, w którym widać plamy czerwieni - to polski i niemiecki Echelon w swoich klubowych koszulkach. Międzynarodowy "uliczny team" kapeli 30 Seconds To Mars właśnie zakończył rozlepianie naklejek i rozdawanie ulotek, reklamujących najnowszy singiel grupy. Teraz kilkadziesiąt osób z Polski robi sobie wspólne zdjęcia i wita kolejnych fanów w czerwonym ubraniu - większość z nich dotychczas znała się tylko przez internet.
W tym samym czasie ja podążam ulicami Berlina na spotkanie z obiektem tego całego zamieszania - Jaredem Leto, hollywoodzkim aktorem, znanym z takich obrazów jak "Requiem dla snu" czy "Aleksander", a poza tym frontmanem 30 Seconds To Mars, słynnym z kapryśnego charakteru i licznych podbojów miłosnych. Jeśli wierzyć plotkarskim magazynom, bo sam Jared nigdy nie mówi o życiu prywatnym, gwiazdor spotykał się m.in. z Lindsay Lohan, Ashley Olsen, Paris Hilton, Scarlett Jaohansson i Cameron Diaz. Z Cameron Leto o mały włos byłby wylądował na ślubnym kobiercu, ku rozpaczy fanek. Na ich szczęście związek skończył się rozstaniem.
Im bliżej jestem miejsca spotkania, tym intensywniej zastanawiam się, jakie pytania zadać, a jakie z góry sobie odpuścić, bo Leto nie tylko nie rozmawia o swoich dziewczynach, ale także do granic absurdu unika pytań o karierę aktorską podczas wywiadów, dawanych w ramach spotkań z 30 Seconds To Mars. O tym ostatnim przekonuję się od razu, podczas wstępnej "pogadanki" z menedżerem grupy i potem, w trakcie samej rozmowy. Leto nie jest łatwym partnerem: używa trudnych słów, rodem ze słownika wyrazów obcych, metafor i obrazowych porównań, prowokuje, a na pytania, które mu się nie podobają, odpowiada jednym słowem. I tak naprawdę jest wyluzowany tylko w dwóch momentach: podczas powitania i pożegnania...

- Jesteś w trasie już od dwóch lat, objechałeś całą Europę, dlaczego więc nie dotarłeś do Polski? Masz tu wile fanów...

- Banalne. Nie dostałem zaproszenia.

- Twoi fani usilnie się o takie starają. Piszą nawet petycje do waszego menedżmentu...

- Petycję. Brzmi poważnie. Więc jeśli zaprosi mnie wasz rząd, to chętnie przyjadę i dam koncert, nawet za darmo. Chcę rozwijać swoje kontakty kulturalne na całym świecie i być ambasadorem Ameryki, ale do tego potrzebuję oficjalnego zaproszenia od waszego rządu.

- A tak na poważnie, zdajesz sobie sprawe, że twój zespół należy do grona tych kapel, które mają nie tyle fanów, ile wyznawców. Skąd w nich takie zaangażowanie?

- To pytania nie do mnie, a do nich. Ja mogę tylko mieć nadzieję, że to reakcja zwrotna, że przekonuje ich moje oddanie muzyce. Podobnie jak oni, często podporządkowuję swoje życie 30 Seconds To Mars. Nie ma ważniejszych priorytetów.

- Wnioskuje z tej odpowiedzi, że gdybyś miał do wyboru propozycję ekscytującej roli w filmie albo odbycie trasy koncertowej, nie zastanawiałbyś się długo nad wyborem?


- Mała poprawka: nie zastanawiałbym się ani chwili. Muzyka przede wszystkim.

- A czym jest Echelon? Bo chyba nie zwykłym fan klubem? Dziwnie byłoby bowiem, że fan klub założyli sami artyści...

- Na początku to był pomysł na przedstawienie filozofii, która łączy się z 30 Seconds To Mars. Z kapelą od zarania jej dziejów wiązały się określone symbole, grafika, cytaty. Wszystko niejednoznaczne i stanowiące jedynie inspirację od indywidualnej interpretacji. To stało się narzędziem dla naszych fanów do komunikowania się między sobą i zacieśniania więzi, dało im poczucie przynależności do czegoś niezwykłego, co nie jest powszechnie zrozumiałe.

- O właśnie, już samo dołączenie do Echelonu wymaga wysiłku: trzeba być zarekomendowanym przez dwóch innych członków. W połączeniu z łacińskimi, tajemniczymi symbolami i czasami mroczą wymową waszych piosenek przywodzi to na myśl pewnego rodzaju kult...

- Nie pierwszy raz słyszę taką opinie. W oficjalnym sklepie z gadżetami mamy już nawet w sprzedaży t-shirty z tekstem "Tak, to jest kult". Nie ukrywam, że trochę jestem zmęczony ciągłym tłumaczeniem, czym jest Echelon i że na pewno nie jest żadną sektą jak Kościół Scjentologiczny, ale powtórzę to raz jeszcze: jest to miejsce, gromadzące ludzi o podobnych zainteresowaniach i pasjach, którzy czują się akceptowani, niezależnie od rasy, wieku i płci.

- Coś w tym musi być, skoro chwilę temu spociestoletnią fankę kapeli, należącą do niemieckiego Echelonu, która ma 18-letniego syna i razem z nim biega z nim po mieście z ulotkami zespołu i reklamuje go wśród przechodniów. Inna fanka robi to w towarzystwie dziesięcioletniej córki...
- I o to właśnie idzie! Muzyka jest przekazem uniwersalnym. Wszystkie podziały wprowadzają tak zwani znawcy. Cieszę się, że nasi fani to rozumieją i nie poddają się bzdurnym stereotypom w rodzaju: "Mam czterdzieści lat, więc nie powinnam się przyznawać, że kocham rocka". To nie tak! Skoro przeżyłaś kilkanaście lat, słuchając Red Hot Chili Peppers albo The Cure, to nie stanie się tak, że nagle , przy zdmuchiwaniu świeczek z urodzinowego tortu, trafi cię piorun i zaczniesz uwielbiać Celine Dion.

- Co dajesz fanom w zamian za ich zaangażowanie?

- Wszystko, czego tylko zapragną. To uczciwa wymiana dóbr i usług.

- I cały czas będziecie poświęcać godziny po koncercie, aby podpisywać płyty?


- Tak. To nasz znak firmowy oraz sposób na podziękowanie ludziom za to, że przyszli nas posłuchać. Poza tym chcę znać fanów, a nie traktować ich jak anonimową masę. Są ludzie, którzy tylko gadają o swojej muzyce, ale jeśli chodzi o fanów, wykazują się totalnym brakiem zainteresowania i zbyt wielkim lenistwem, by to zmienić. Obiecałem sobie, że do nich nie dołączę.

- A nie obawiasz się, że podczas takich masowych spotkań z fanami tłum może stać się zbyt podekscytowany i dojdzie do niebezpiecznych sytuacji?
- Wręcz przeciwnie. Takie sytuacje są bardziej prawdopodobne, jeśli unika sie kontaktu z fanami - wtedy mogą domagać się go bardziej intensywnie.

- Co najbardziej niezwykłego zrobili dotąd twoi fani?
- Najbardziej ekstremalne są tatuaże z symbolami 30 Seconds To Mars. Taki wieczny znak oddania zespołowi, bo przecież tatuaż z reguły zostaje na całe życie, a poza tym jest sposobem na zatrzymanie czasu. Jak fotografia.

- Fotografię można zniszczyć...

- Ale nie wymażesz momentu, który jest na niej uwieczniony. Tak samo, jak tatuaż, jest częścią twojego życia, na dobre i na złe.

- Mówiąc o tym, czego nie da się wymazać: żałujesz, że najpierw zostałeś aktorem, skoro ponoć od dzieciństwa marzyłeś o karierze muzycznej?

- To nie do końca prawda. Na samym początku chciałem być malarzem. Skończyłem nawet odpowiednią szkołę. Aktorstwo to przypadek, acz nie, nie żałuję, że to robię i mam wiele planów, związanych z filmem.

- Odrzuciłeś jednak propozycję od Clinta Eastwooda, bo wolałeś promować płytę 30 Seconds To Mars?


- Tak.

- Żałujesz...?

- Nie... (chwila ciszy) Clint to zrozumiał. Zdaje się, że też jest muzykiem. Gra chyba jazz...?

- Większość uwagi, poświęcanej 30 Seconds To Mars, skupiona jest na tobie. Nie przeszkadza to reszcie zespołu?

- Nie skarżą się. W końcu jestem nie tylko wokalistą, ale też autorem tekstów, muzyki i dyrektorem artystycznym. Gdybym nie robił nic, a wszyscy zwracaliby na mnie uwagę, pewnie ktoś byłby niezadowolony. Ale tak... Chłopaki śmieją się, że zainteresowanie skupione jest na najbardziej odpowiedniej osobie, bo umiem sobie z tym poradzić, a oni nie. Zapewniam om komfort i względną anonimowość. Poza tym, zainteresowanie jest przereklamowane. Na co dzień, zwłaszcza poza Hollywood, w ogóle się go nie odczuwa.

- Wspomniałeś kiedyś, że potrzebujesz czasem takich momentów, które pozwalają zatrzymać się, spojrzeć wstecz i zastanowić, czy to, co zrobiłeś miało sens i czy warto to kontynuować. Warto?


- Nagrywam właśnie o te, gram mnóstwo koncertów, a fani są nam bardziej oddani niż kiedykolwiek. Myślę, że w tej chwili mogę bez wahania powiedzieć, że warto.

'Boutique, nr 7/8 2007'

Artykul zapożyczony zostal od eVolinki, wlascicielki bloga o Jaredzie Leto i 30 Seconds To Mars :) jej stronka jest w linkach, proszę klikać bo warto!!!!!

7 komentarzy:

  1. to jak? planujemy napad na nasz rzad i zmuszenie go do zaproszenia Marsów do Polski??:D kto jest za?:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Artykuł jest świetny xD Tapety poniżej są nietypowe xD nie widziałam takich wcześniej xP poprostu świetny ten twój blog ^^ podziwniam Cie za wytrwałosc ^^ Pozdrawiam i trzymam kciuki abys jak najdłuzej wytrwała xD 30StM RZADZI !!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. A i jestem za tym aby napaśc na nasz rząd xD skopiemy im tak dupska, że będą błagali Marsów aby przyjechali do Polski ];->

    OdpowiedzUsuń
  4. masz rację kiń, jak chcesz zostaw swoje namiary!!!Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. to gdzie ta petycja??!! podpiszę nawet i 568765487487385 milionów razy!!!!!!!!!!! a nawet wysilę się i podrobię podpis Rydzyka :P:P:P:P
    /Agniecha

    OdpowiedzUsuń
  6. Agniecha petycja u kaczorów chyba jest...Tylko żeby jej nie zeżarli ::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::D hahaha...:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uważam, że jest wiele osób, które bardzo chciałyby zostać oficjalnie Echelon, ale nie pozwala na to ich wiek lub po prostu nie spełniają "warunków" i uważam, że osoba, która czuje się Echelon może śmiało się tak nazywać. Tak do wywiadu PS. Świetna strona :) I love 30STM

    OdpowiedzUsuń