sobota, 18 maja 2013

WYWIAD

Polacy są pozytywnie p***dolnięci

"To nasza najseksowniejsza płyta" - zapewnia Shannon Leto, mówiąc o "Love, Lust, Faith and Dreams", premierowej produkcji 30 Seconds to Mars. Zespół dowodzony przez brata Shannona, znanego skądinąd Jareda Leto, wyprawia się w rejony, jakich wcześniej dotąd nie eksplorował, a jednym z nich jest nawet przestrzeń kosmiczna. I właśnie od wojaży pozaziemskich zaczęła się nasza krótka rozmowa z perkusistą 30StM.
 

Pozwól, że pogratuluję ci wyprawy w kosmos. Wprawdzie to tylko kopia waszego singla "Up in the Air" poleciała na Międzynarodową Stację Kosmiczną, ale dobre i to.
To prawda, możliwość współpracy z NASA była dla nas czymś niesamowitym. W pewien sposób spełniliśmy dziecięce marzenia o podróży w stronę nieba. Spektakularna sprawa, chłopie! Teraz dzielimy się swoją muzyką z wszystkimi obcymi.

Myślisz, że podoba im się singiel?
Jestem pewien, że nawet teraz przy nim tańczą (śmiech).

Tytuł nowego albumu 30 Seconds to Mars brzmi "Love, Lust, Faith and Dreams". Czy to także główne składniki płyty?
Dokładnie tak! Tytuł najlepiej oddaje zawartość albumu. To cztery mocne, wyraziste słowa, a zarazem uczucia, które każdy z nas nosi w sobie. Płyta powstawała zupełnie inaczej, niż poprzednie. Nic nas nie rozpraszało, więc kiedy poskładaliśmy materiał do kupy, mogliśmy usiąść i wysłuchać wszystkiego w spokoju. Mój brat zasugerował wówczas taki tytuł - jednogłośnie uznaliśmy, że najlepiej opisuje on nasze odczucia względem nowych piosenek.

To bardzo poszukujący album. Nie ułatwiacie życia krytykom, którzy wciąż głowią się nad tym jak was zaszufladkować.
Zupełnie mnie nie obchodzą głosy krytyków. Tworzymy własną muzykę, po czym dzielimy się nią ze słuchaczami. Niech inni sami wyrobią sobie o niej zdanie, a o opinie samozwańczych ekspertów nie dbam. "Love..." jest faktycznie bardzo eksperymentalne. Wnieśliśmy na nie dużo elektroniki, orkiestrowych aranżacji, smyczków, dęciaków, klawiszy... To nasza najbogatsza brzmieniowo płyta. Najseksowniejsza!

Eksperymenty napędzają was twórczo?
Tak, i na tej płycie przyszły nam one stosunkowo łatwo. Chcieliśmy się sprawdzić w nowym otoczeniu, poddać się pewnej próbie. Kiedy postanawiasz opuścić własną strefę bezpieczeństwa, to samo w sobie jest to spore wyzwanie. To ryzyko wkalkulowane w cały proces.

A nie obawiacie się, że bardziej eksperymentalne podejście może zaszkodzić waszej pozycji komercyjnej?
Nie zastanawiamy się nad tym. "Love..." to przede wszystkim suma wszystkich naszych inspiracji, przełożonych na język instrumentów. Udaliśmy się w zupełnie nowym kierunku, więc niewykluczone, że stracimy kilku dotychczasowych fanów, ale jestem pewien, że możemy zyskać wielu nowych. Na koncertach z pewnością zobaczymy nowe twarze i już teraz bardzo nas ta perspektywa ekscytuje.

Zobaczymy jak będzie w Polsce. Lubicie tutaj występować?
Ooo, chłopie, i to jeszcze jak! Polacy są pierdolnięci, choć oczywiście w pozytywnym sensie (śmiech). To wyjątkowi, pełni radości ludzie, chcący dzielić się swoim entuzjazmem. Nasi polscy fani cały czas czymś nas zaskakują, a ich wsparcie bardzo nam schlebia i inspiruje nas do działania. Chcemy więc dać im w zamian tak wiele, jak tylko jest to możliwe. Poza tym Polska to piękny kraj, więc cieszę się na myśl o ponownym jej odwiedzeniu.

W Warszawie wystąpicie zresztą w ramach Impact Festival, dzień po koncertach Slayera i Rammstein. Czy w USA grywacie na imprezach równie wielkiego kalibru czy takie festiwale są raczej domeną Europy?
Bywa z tym bardzo różnie, ciężko mi robić jakieś porównania, bo zawsze cieszy mnie samo bycie na scenie. Najfajniejsze w koncertowaniu są podróże po całym świecie i możliwość zetknięcia z innymi kulturami. Nie codzienni mam okazję udać się do Polski (śmiech), dlatego też jara mnie to niesamowicie. Ilekroć gdzieś jedziemy, staramy się wykorzystać tę wycieczkę jak najlepiej. Cóż, marzenia czasem się spełniają.

A jak doszło do udziału Dity von Teese w wideoklipie do "Up in the Air"?
Jared zadzwonił do niej i przedstawił cały pomysł na klip, wtajemniczył ją we wszelkie szczegóły. Dla mnie to zaszczyt, że zgodziła się być częścią naszego - nie zawaham się tego powiedzieć - dzieła sztuki. To piękna, utalentowana i bardzo wrażliwa istota. Jej pojawienie się w teledysku uczyniło go prawdziwie wyjątkowym.

Jesteś fanem Dity? Lubisz burleskę?
Odkąd zobaczyłem Ditę na żywo, tak. Zdążyłem zobaczyć kilka burlesek, ale te z udziałem Dity są niewątpliwie najlepsze. Ona jest super-zjawiskowa!

Shannon, dzięki za wywiad i życzę dobrej zabawy na Impact Festival!
Już nie mogę się doczekać. Jeśli będziesz na koncercie, to nie zapomnij wskoczyć na backstage i powiedzieć "siema".

NOWY UTWÓR - THE RACE
                                                                                                                    *************************************** 


**************************************************







1 komentarz:

  1. "To nasza najseksowniejsza płyta". Boje się :D. Płyta wychodzi w moje urodziny, wiadomo co dostanę ; )

    - Kinga :3

    OdpowiedzUsuń